Bratysława bardzo przypomina zwykłe, polskie miasto. Jedzenie jest bardzo zbliżone do polskiego, nawet potężne osiedle Petrzałka jest takie polskie. Fajna miejscówa na jeden dzień, by potem ruszyć gdzieś dalej.
Śmiem trwierdzić, że słowackie Tatry wyglądają jeszcze lepiej niż polskie. A Wysokie Tatry to samo ich centrum. Nie są to może Himalaje jeśli chodzi o wysokość, ale szczyty są strome, skaliste i czasami niebezpieczne.
Bardzo wylansowane miejsce, gdzie w sezonie ceny potrafią zwalić z nóg. Ja zatrzymałem się na Campingu pod Saint Tropez we wrześniu, więc ceny były już bardziej znośne.
Barcelona to prawdziwy magnes dla turystów z całego świata. Duma Katolonii i jej mieszkańców. Życie nocne naprawdę bardzo bogate. Większość z lokali jest otwarta od północy do szóstej nad ranem. Nie warto więc przychodzić za wcześnie, albo już o 21 zaczynać pić bo nie wyrobisz. Jak ktoś nie lubi się tak mocno skatować to w Monvínic znajdziesz najlepszy bar z winami na świecie.
Najfajniesze są okolice mostu i rzeki. Za pierwszym razem robi spore wrażenie. Polecam też tym, którzy mocno wylewają za kołnierz. Wino Porto jest przepyszne, ale sieka po głowie.
Sam zamek jest niezbyt ciekawy. To tylko budynek, więc nie dostarcza żadnych emocji. Ale jest to dobra opcja jednodniowa dla całej rodziny. Raczej imprezowicze nie mają czego tutaj szukać.
Można dość tanio dolecieć i zorganizować sobie przechadzkę po fiordach na własną rękę. Warto też zabrać ze sobą trochę fajek i alkohol do sprzedaży. Można odbić koszta życia na miejscu, gdzie jest w cholerę drogo.
Mnóstwo Polaków i śladów polskości. Ukraińcy mają Polaków trochę za bogatszych frajerów, których można łatwo oskubać z kasy. Ceny raczej śmieszne, ale głównie przez słaby kurs hrywny.
Polecam przelecieć się paralotnią nad miastem. A potem nic, tylko pić wino... dużo wina. Uwaga na wałki na dworcu. Ktoś może podawać się za okradzionego turystę, albo próbować pożyczyć hajs na przejazd.
Taka alpejska mieścina w środku Argentyny. Ale można fajnie wypocząć. Coś ciekawego dla miłośników teorii spiskowych, gdyż prawdopodobnie tutaj mieszkał po wojnie Adolf Hitler.
Bardzo liberalna stolica. Taki Amsterdam Ameryki Południowej. Ludzie bardzo spokojni i pragmatyczni. I chyba najbardziej postępowi ze wszystkich krajów am płd.
Niezbyt ciekawe miejsce samo w sobie. Ale fajna baza wypadowa do dżungli. Na lotnisku, gdy wylatuje się do Europy trzeba bardzo uważać. Skanują człowieka na wszystkie sposoby w poszukiwaniu narkotyków. Ale co się dziwić. Santa Cruz del Sierra to nowe Medellin.
Bardzo polecam downhill. Do zorganizowania w La Paz. Tylko lepiej nie jechać w deszczu i jechać za jednym z przewodników. Zwalniania może paradoksalnie spowodować upadek.
Ładne miasto. Nie dziwi mnie że cały kompleks wpisali na listę UNESCO. Ale tutaj narkotyków nie załatwisz. Byłem w ciągu Dnia Niepodległości i jakoś nic się nie działo. Jeden bar, w którym śmierdziało starą szmatką do podłogi. Polecam hostel Berlin - jeśli szukasz miejsca do zatrzymania się.
Żeby załapać się na Inca Trail trekking trzeba się zapisać pół roku z wyprzedzeniem. Ale nawet pomimo ogromnej liczby turystów jest nieprawdopodobny efekt.
Chyba najlepiej położone miasto na świecie. Poza Ipanemą i Copacabaną polecam też plażę Itacoatiara, która jest po drugiej stronie w Niteroi. Przed przyjazdem do Rio naucz się podstaw portugalskiego, bo nawet w turystycznych miejscach nie mówią po angielsku.
Żeby przebić się do Boliwii lepiej jechać przez Yunguyo. Ta droga kombinowana przez ruiny jest zdecydowanie gorsza. I uwaga na cwaniaczków, którzy chcą pobrać od turysty entry tax.
Turcy, szczególnie w Stambule, sprawiają wrażenie jakby urodzili się by palić papierosy. Jarają wszyscy i wszędzie. Hadża Sofia robi ogromne wrażenie, podobnie jak zwykły spacer po mieście, w okolicach mostów.
Jak dla mnie przereklamowana atrakcja. W takiej jaskini nie doświadcza się niczego niezwykłego. Mnóstwo turystów, drogo i co chwilę pokazują Ci jakąś skałę, która ma rzekomo coś przypominać.
Bardzo ciekawie wspiąć się na mury obronne. Schody pod górę potrafią zamęczyć. Ale widok świetny w zasadzie na całą Zatokę Kotorską. Myślę że to jedno z ciekawszych aktywności w rejonie.
Byłem i widziałem. Nie miałem jaj i umiejętności żeby spróbować. Całość, jak wszystko w Szwajcarii jest zdecydowanie za droga. Samo wejście na teren kosztuje 30 franków.
Fantastyczna odskocznia od zwiedzania i plażowania. Polecam wszystkim tym, którzy akurat odwiedzili Berat i szukają więcej wrażeń. Latem jest trochę mało wody, więc sprzyja to raftingowi. Zimą , wiosną i latem jest więcej opadów i nie ma takiego fanu ze spływu.
Jedno z najciekawszych miejsc w całej Albanii. Ta dolinka naprawdę wygląda jak alpejska. Tylko ceny zdecydowanie niższe niż w Szwajcarii, Austrii, Niemczech czy Słowenii. Polecam trekking do Thethi. Da się zrobić w jeden dzień,
Bardzo polecam plażę Pasqyra (lustrzana), gdyż nie jest tak mocno zatłoczona. W sezonie spodziewaj się tłumów, widać ze ten mały skrawej raju został już doszczętnie opanowany przez człowieka. Polecam więc wrzesień, albo wczesny październik. Mniej tłumów, większy relaks.
Timisoara jest często porównywana z Wiedniem. Pałace wprawdzie są dużo mniejsze, ale jest coś takiego w mieście, co się kojarzy ze stolicą Austrii. Jest to bardzo kolorowe miasto, które wiosną wygląda właśnie tak jak na zdjęciach.
Warto wbić do parku Germia, który jest zaraz za Prisztiną. Na miejscu można pochodzić po jednym ze szlaków albo pojeździć na wypożyczonym rowerze górskim. Fajna atrakcja, jeśli jest dobra pogoda. Samo miasto nie jest specjalnie ciekawe.
Jeszcze raz wszystkim polecam wyspę South Georgia. Jest kawał drogi (w kierunku Antarktydy), ale nigdzie indziej nie ma tylu pingwinów na metr kwadratowy niż tam. Coś fantastycznego@
Jakieś pięć lat temu, wylądowałem na wyspie Margarita w Wenezueli. Nie mówiłem słowa po hiszpańsku, a do hotelu w którym się zatrzymałem przyjechało ponad 600 studentek z Caracas. Byłem jedynym blondynem w całym hotelu. Piękne dwa tygodnie. Minęło pięć lat, a żadna z kobiet się nie odezwała, więc chyba jednak nie biega tam po Wenezueli “mały Tony”.
Jeśli nie masz większego doświadczenia z górami powyżej 5500 metrów to nie zaczynaj od Elbrusa. Tym bardziej jeśli nie masz doświadczenia w chodzeniu w rakach. Na wycieczce jest wielu turystów, którym było naprawdę cizeko. W porownaniu do Kilimandzaro tutaj jest zdecydowanie chłodniej i nie ma tragarzy.
Kozackie miasto, ale bardzo drogie. Da się zejść z ceny pod warunkiem że jedzenie będziesz sobie robić samemu i spać w hostelu lub trochę poza granicami miasta. Większość czasu i tak spędzisz w metrze, bo odległości są ogromne.
Bardzo ciekawy projekt, który cały czas się prężnie rozwija. Po zapłaceniu ponad 100 złotych za cały dzień, masz do dyspocyzji wszystkie atrakcje. Poza oczywiście jedzeniem, salonami gier i szafkami do przechowania. Tutaj liczą sobie 2 złote za numerek, a przecież w ramach tych 100 złotych można doliczyć już szafki do przechowania za friko.
Ciężko ominąć El Calafate jeśli ktoś uderza w kierunku Perito Moreno - które jest największą atrakcją w pobliżu (sam lodowiec jest jakieś 80 km stąd). Ale polecam się tutaj zatrzymać, bo to dobry stopover między El Chalten a Torres del paine.
Polecam zdecydowanie północ wyspy, a w szczególności północy-zachód. Jest zdecydowanie bardziej niepowtarzalny. Wszystkie najpiękniejsze widoki, zdjęcia z pocztówek pochodzą właśnie stamtąd. Na południu jest tak sobie, Kavos to imprezownia Brytyjczyków, a w rejonie Issos jest jeden wielki hotel Labranda - taka mekka dla turystów, którzy niespecjalnie chcą wychodzić z hotelu. Plaża wprawdzie piaszczysta, ale sama linia brzegowa nudna. Jak ktoś czuje się pewnie w ruszaniu i parkowaniu pod górkę to polecam wypożyczenia najmniejszego nawet auta. I nie ufajcie zbytnio trasą wytyczanym przez Google Maps. Wiele razy prowadzi nas przez najwyższe góry, gdzie ledwo mieści się jeden samochód. Więc lepiej samemu prześledzić trasę. Najpiękniejsze miejsca to Porto Timoni, Paleokistra oraz Kanał Miłości - naprawdę warto tam zajrzeć. W samym Korfu Town jest też ciekawie. Ale uwaga na restauracje w centrum, bo czasami to pułapki na turystów. Warto więc czytać recencje, bo można się nadziać.
Jeśli ktoś się wybiera na PR1 z Pico do Areiero do Pico Ruvio to mam kilka wskazówek. Przede wszystkim droga nie jest niebezpieczna. Nie ma nic w niej niebezpiecznego. Trzeba tylko patrzeć pod nogi i mieć siłę woli by iść. Najlepiej zacząć z rana, bo nie jest tak gorąco. Jak dotrzesz do Pico Ruvio, możesz napełnić wode w zrodle albo kupic cos w restauracji pod szczytem. Droga spowrotem do parkingu jest ciezka. Szczegolnie ostatnie podejscie pod Pico de areiro. Moze dlatego, ze najczesciej wypada w pelnym sloncu. Wiec zamiast wracac ta sama droga, przejdz do Achadas de Teixeira i tam juz zamowisz taksowke (najlepiej zadzwonic do Santany). I wtedy taksa zawiezie Cie albo spowrotem na Pico de Areiro albo na dol. Fajny trek, ladne widoki. Potrzebujesz krem przeciwsloneczny, 2l wody na osobe, czapke, aparat, latarke/swiatlo z telefonu zeby w tunelu zaswiecic.
Opinie: